W rolach głównych: Fernando Llorente, Maria Novia, Ariadna Gonzalez
Dedykacja: dla La seniorita T <3.
Podkład muzyczny: Loka - Prawdziwe powietrze.
Czy
kiedykolwiek żyłeś z nieodpartym poczuciem, że Twoje życie powoli traci swój
sens, by po niedługim czasie stracić go całkowicie? Kim tak naprawdę jesteś? Dlaczego
tak bardzo cieszysz się z tego, co masz, stając dopiero w obliczu jakiejś
tragedii? Czy Ty też odnosisz wrażenie, że do niedawna nie potrafiłeś cieszyć
się życiem codziennym?
Życie
jest sensowne. Jego sens trzeba odkryć samemu, bo dla każdego jest inny. Dla mnie
takowym sensem jest rodzina. To my kreujemy własny wizerunek siebie, wiedząc,
kim jesteśmy, mamy możliwość racjonalnego i wolnego wyboru celu w naszym życiu,
zaczynamy wtedy działać w sposób świadomy i wolny. Kreujemy swój własny świat i
swoje szczęście. Bardzo często nie zastanawiamy się nad tym, co tak naprawdę
jest ważne, skupiamy się na sprawach powszednich, codziennych, monotonnych,
takich, które powodują, że zatracamy w pewnym momencie swój pierwotny cel
życia, nad którym tyle kiedyś rozważaliśmy, snuliśmy plany, marzenia.
Nazywam się
Fernando Llorente, mam 27 lat i jestem człowiekiem, którego życie nabrało
właśnie sensu. Dzięki jednej osóbce, która wprowadziła w nie tyle radości. Ale
po kolei. Może zacznę najlepiej od samego początku.
Lipiec
2010
Czy może istnieć
coś piękniejszego niż zdobycie upragnionego tytułu Mistrza Świata na czarnym
lądzie? Trofeum, o którym skrycie marzyłem od najmłodszych, dziecięcych lat.
Trofeum, w którego wkład, nie chwaląc się, przyczyniłem się. Pierwszy udział w
tak poważnej sportowej imprezie i powrót z Pucharem Świata do Hiszpanii. Lepiej
nie mógłbym sobie tego wymarzyć. Do dziś pamiętam pochlebiające słowa del
Bosque, który dał mi ogromny kredyt zaufania, a ja odpłaciłem mu się, jak
najlepiej tylko potrafiłem. Viva Espania!
Sierpień
2010
Koniec wakacji u
boku ukochanej kobiety, początek przygotowań do nowego sezonu ligowego. Już
teraz mogę powiedzieć, że czuję się życiowo spełnionym mężczyzną. Już od
jakiegoś czasu zbierałem się w sobie, by w końcu to zrobić. Oświadczyłem się.
Oświadczyłem się Marii, tej jednej, jedynej, z którą pragnę spędzić resztę
swojego życia, z kobietą, która nieustannie mnie uszczęśliwia. Bo nie potrafię
wyobrazić sobie mojego życia bez niej. W międzyczasie rozpocząłem przygotowania
z moim Athletikiem Bilbao. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że ten klub jest
moją drugą miłością, bo narzeczona bezapelacyjnie zajmuje pierwsze miejsce w
moim sercu. To klub, w którym niemal wychowywałem się przez lata. Klub, któremu
pozostałem i pozostanę wierny. Klub, któremu zawdzięczam wszystko. Trener,
który jest dla mnie jak ojciec chrzestny. Człowiek, który ‘wychował’ mnie na
rasowego piłkarza. Człowiek, któremu zawdzięczam najwięcej. Czy lepiej nie mogłem sobie wymarzyć tego
wszystkiego?
Marzec
2011
Razem z Marią
planujemy ślub, który odbędzie się za rok, w maju. Mówią, że to miesiąc
zakochanych, najpiękniejszy na zawarcie związku małżeńskiego. Z kolei klubowi
koledzy usilnie odradzając mi małżeństwo. Dla mnie wstąpienie w związek
małżeński nie wiąże się z utratą wolności czy jakimkolwiek ograniczeniem ze
strony Marii. Po prostu ją kocham i tak, jak ona chciałbym przypieczętować nasz
wieloletni związek.
Czerwiec
2011
Nigdy nie
przepadałem za szpitalami, a już na pewno za wizytami lekarskimi, chociażby
tymi rutynowymi. Nie potrafię tego bliżej określić, ale jestem takim typem
człowieka, który za wszelką cenę unika służby zdrowia. Wrodzony wstręt. Jednakże
z czystej konieczności, razem z Javim Martinezem, moim dobrym przyjacielem i
klubowym kolegą wyczekujemy przed gabinetem lekarskim, jak co roku, by przejść
(przymusowe) kontrolne badania. Wiedziałem, że to tylko czysta opatrzność i że
opatrzność ma mnie w swojej opiece.
Nie. Nie tego się
spodziewałem. Nie to chciałem usłyszeć. Do dziś nie jestem w stanie dokładniej
opisać tego, jak poczułem się, kiedy lekarz oznajmił mi, że jestem chory,
jednakże do dziś w głowie szumią mi jego słowa:
‘Przykro
mi. Nie mogę pana oszukiwać. Łudziłem się, że to tylko zapalenie stawu
kolanowego, bo takowe było, ale nieleczone doprowadziło do nowotworu.’
W przeciągu zaledwie
kilku sekund moje życie legło w gruzach. Wszystkie dotychczasowe plany legły w
gruzach, pryskając niczym bańka mydlana. Pierwsze moje myśli to: Jak? Dlaczego? Przecież czułem się
znakomicie, nie chorowałem, nie odczuwałem żadnych większych bóli…
- Javi, to rak. Mam raka, rozumiesz? – tylko tyle byłem w
stanie z siebie wyrzucić, opuszczając gabinet lekarski.
Nadal pamiętam
smutek i współczucie malujące się wówczas w jego oczach. Najgorsze miało
dopiero nadejść, bo jak miałem powiedzieć o tym narzeczonej? Przecież mieliśmy
tyle wspólnych planów na najbliższe lata. Przecież całe życie przed nami,
owszem, przed Marią tak, ale nie przede mną, bo powoli traciło sens.
Listopad
2011
Przebywam na
oddziale onkologicznym miejscowej kliniki. Mam za sobą pierwszą serię
chemioterapii. Nie ukrywam, że tak bardzo liczyłem na wsparcie bliskiej memu
sercu osoby. Na wsparcie Marii. Odeszła. Odeszła, kiedy powiedziałem jej
prawdę, kiedy otwarcie wyznałem, że jestem chory, że mam raka. Byłem pełen
ogromnej nadziei na to, że zrozumie, iż choroba nie wybiera i przejdziemy przez
to razem. Kiedy kogoś kochasz, jesteś w stanie pójść za nim w ogień, zrobić dla
niego wszystko, przenosić góry, przychylić gwiazdy z nieba. Oddała pierścionek
zaręczynowy i zostawiła mnie. Zostawiła zupełnie samego, zdanego na łaskę
personelu medycznego. Koledzy, a właściwie ludzie, którzy miałem za przyjaciół również
odwrócili się ode mnie, traktując jak trędowatego. Zostałem sam, sam jak palec,
nie mogąc unieść tego ciężaru.
-
Maria, ja muszę Ci o czymś powiedzieć, o czymś ważnym…
-
O co chodzi?
-
Jestem chory, to nowotwór stawu kolanowego…
-
Ale jak to? Przecież byłeś zdrowy, praktycznie nie chorowałeś, jeśli już, to
sporadycznie.
-
Widzisz, choroba nie wybiera, ale mam Ciebie.
-
Fernando, ja nie mogę być w tej sytuacji z Tobą, rozumiesz? To nie ma sensu. Ja
chcę cieszyć się życiem, a Tobie zostało raptem kilka miesięcy. Wybacz, ale nie
chciałabym zmarnować sobie życia, patrząc na Ciebie w takim stanie. Najlepiej
będzie jeśli się rozejdziemy.
Dzisiaj, po raz kolejny
przywołuję do pamięci tą rozmowę. Po moich policzkach mimowolnie ciekną łzy.
Łzy bólu, łzy niedowierzania, łzy tęsknoty. Tak bardzo za nią tęsknię. Gdyby
nie choroba, za kilka miesięcy bylibyśmy małżeństwem…
Lekarze nie są rozmowni, ale nie jestem tylko
pustym piłkarzem, a przede wszystkim człowiekiem uczuciowym i czuję, że coś
jest nie tak. Ostatnimi dniami słyszę tylko, że wyglądam jak cień przeciętnego
człowieka, co jeszcze kilka miesięcy temu byłoby nie do pomyślenia. Nie chcę
nawet na siebie patrzeć. Czuję brak sił. Uniesienie ręki z dnia na dzień
sprawia mi coraz cięższy wysiłek. Przy życiu utrzymują mnie chyba jeszcze leki,
choć odczuwam ból, pulsujący w środku, niemiłosiernie rozrywający moje ciało na
drobne cząsteczki.
Grudzień
2011
Do świąt
pozostał zaledwie tydzień, a ja nadal tkwię w tym samym miejscu. Moje życie
tkwi w martwym punkcie. Momentami czuję się coraz bardziej osłabiony.
Mam za sobą
zaledwie kilka spotkań z Ariadną, dziewczyną, która kilka lat temu chorowała na
białaczkę. Jej się udało. Wyleczyła się. Jest młodą, piękną, cieszącą się z
życia kobietą. Chciałbym kiedyś móc cieszyć się z niego tak, jak ona, choć
zdaję sobie sprawę, ze to coraz mniej realne. Czym jest życie? Nie raz miewałem
głupie myśli, chcąc targnąć się na swoje życie, z powodu jakiejś błahostki, a
dzisiaj? Dzisiaj tak bardzo chciałbym je zachować…
~
24 grudnia 2011.
Wigilia Bożego Narodzenia. Zawsze cieszyłem się na samą myśl o świętach, na
myśl, że mogłem spędzić jej z Marią. Dzisiaj pozostają mi cztery białe ściany i
towarzystwo szpitalnej aparatury. Kolejna, ciężka, samotna noc.
- Wesołych Świąt, Fernando – poczułem dotyk kobiecej dłoni,
Otrząsnąłem się,
spoglądając na emanującą radością twarz Ariadny. Wymusiłem lekki uśmiech.
- I wzajemnie. Czy nie powinnaś spędzać tych świąt z
rodziną?
- Powinnam, ale chcę tez spędzić je z Tobą, poza tym przed
nami jeszcze dwa dni świętowania, także zdążę się i nimi nacieszyć. Mam coś dla
Ciebie – podsunęła mi pod nos kolorowe opakowanie.
Rozpakowałem je
z niebywałą trudnością. Kierowała mną też nieopisana ciekawość, co też mogłoby
znajdować się w środku. Moim oczom i ku ogromnemu zdziwieniu ukazało się Pismo
Święte, sporej grubości.
- Nie patrz tak na mnie, Fer. Mówiłeś, że lubisz czytać,
więc tak sobie pomyślałam… Pismo Święte to lektura uniwersalna, dobra na każdą
okazję. Przeczytaj, dodaje więcej wiary w siebie – uśmiechnęła się promiennie.
- Nie, nie będę tego czytał. Mam dość ciągłego zapewniania,
że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Gdyby tak było nie leżałbym teraz
tutaj, a spędzałbym święta z narzeczoną.
- Hej, hej, spokojnie. Życie pisze nam różne scenariusze i
nie zawsze jest tak, jak byśmy sobie tego życzyli – odparła łagodnym tonem
głosu. – Wiem coś o tym.
- Ale moje życie nie miało tak wyglądać! Dlaczego ja? Wiesz
co Ci powiem, możesz wracać do nich, nie chcę Twojego litowania się nade mną,
nie chcę, żebyś tutaj była – uniosłem się. – Najlepiej, jeśli nie będziesz
tutaj przychodziła. Nie chcę, żebyś mnie odwiedzała.
Spojrzała
na mnie pełnym niedowierzania wzrokiem, a po jej policzkach zaczęły spływać
drobniutkie kropelki łez. Nie odezwała się słowem. Zebrała swoje rzeczy i
opuściła salę. Nie potrzebowałem jej litości. Powinna układać sobie życie, a
nie przesiadywać tutaj ze mną.
Kwiecień
2012
Ten rok nie
zaczął się dla mnie najlepiej. Spędziłem na oddziale onkologicznym 4 miesiące. ‘Na
wolności’ jestem już od miesiąca. Jest lepiej, ale nie najlepiej. Coś jakby
drgnęło. Zmuszony bezczynnym wpatrywaniem się w sufit, przeczytałem Pismo
Święte. Nie potrafię bliżej tego sprecyzować, ale jakby nabrałem wiary w
siebie, w to, że jeszcze nie wszystko stracone, że nie powinienem się poddawać,
że mogę spróbować zawalczyć. I chyba faktycznie się udało. Nie zmienia to
faktu, że czuję się podle po tym, jak zachowałem się wobec Ariadny. Ona chciała
mnie wesprzeć, pomóc mi, a ja bezpruderyjnie wyrzuciłem ją i to nie tylko ze
szpitalnej sali, ale ze swojego życia. przez ten czas zrozumiałem, jak bardzo
jest mi bliska, jak bardzo urozmaiciła moje życie, jak bardzo jestem jej
wdzięczny.
~
Zdobycie jej
adresu nie należało do najłatwiejszych rzeczy, ale udało mi się. Ja wiem, że bukiet
dwudziestu czerwonych róż nie jest żadną rekompensatą, ale powinienem ją
przeprosić, przede wszystkim chcę to zrobić. Nigdy nie denerwowałem się tak,
jak teraz, stając przed drzwiami mieszkania. Oczekiwałem na jej reakcję,
zupełnie niepewien, jak zareaguje. Drzwi otwierają się. Nie zmieniła się.
Wypiękniała. Jej intensywne, zielone oczy hipnotyzowały mnie swoją barwą, a
pofalowane blond włosy swobodnie opadały na smukłe ramiona, zdziwione usta
rozchyliły się lekko, jakby chciała wyrazić tym swoje zaskoczenie.
- Fernando…?
- Ariadna, nic nie mów. Pozwól, że to ja coś powiem. Jest mi
wstyd za siebie samego, za to, jak Cię potraktowałem. Przecież próbowałaś mi
pomóc, a ja Twoją pomoc odrzuciłem, czego żałuję. Wiem, że te badyle niczego
nie naprawią, ale przepraszam. Przepraszam najważniejszą osobę w moim życiu –
wyszeptałem to, co od tak dawna leżało mi na sercu.
- Ja… Ach, cieszę się, że wyzdrowiałeś – przytuliła się do mnie.
– Ale nie myśl, że nie zmienia to faktu, że zachowałeś się wtedy jak totalny
gbur.
- Nie zaprzeczę – uśmiechnąłem się, zaskoczony jej reakcją.
- Tęskniłam za Tobą…
W tym momencie
stało się coś, czego obydwoje raczej nie planowaliśmy, a coś czego chyba bardzo
pragnęliśmy. Nasze usta złączyły się w delikatnym, pełnym tęsknoty pocałunku.
Czerwiec
2012
Jeszcze w
kwietniu wróciłem do treningów. Co prawda nie pojechałem wraz z całą
reprezentacją na Mistrzostwa Europy, odbywające się w Polsce i na Ukrainie.
Lekarze twierdzą, że to jeszcze za wcześnie. Mam przy boku kobietę, która darzy
mnie prawdziwym i szczerym uczuciem. Kobietę, którą kocham całym sercem.
Wszystko to, co osiągam, to zasługa Ariadny i tylko Ariadny. To ona była przy
mnie, kiedy inni odwrócili się, pozostawiając samemu sobie. Jest moim
najwierniejszym kibicem, pomagając uwierzyć w siebie. To ona jest moją
motywacją. Dzięki niej zrozumiałem, jak cennym darem jest życie. Nie mogę
powiedzieć, że choroba była najlepszym, co spotkało mnie w życiu, ale to za jej
sprawą poznałem tą cudowną blondynkę, z którą dzisiaj jestem szczęśliwy. W
przyszłości planuję oświadczyny. Nie wybiegamy daleko w przyszłość. Skupiamy się
na tym, co jest tu i teraz. Ariadna jest
sensem mojego życia.
_______________________________________________________
Wreszcie z pozytywnym zakończeniem, a przede wszystkim dedykacją dla TINY <3.
Swietny rozdzial :> cos pieknego! Piekne to bylo. poruszylo me biedne stwardniale serce! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńojeeeej! ale mi się to spodobało! naprawdę świetna forma... takie inne, fajne! :)
OdpowiedzUsuńJedna choroba a ile rozczarowań ze strony ludzi, których miało się za tych na zawsze, nie?
Ariadna - wydaje się być idealna dla Fernando! :)
czekam na inne jednoczęściówki :*
Świetne one party ^^ Wiesz co? Zainspirowałaś mnie ;D mogę podsunąć pomysł? ;> proszę, napisz kiedyś o Bojanie xD albo o Pirlo ;) Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńWow... coś naprawdę coś wspaniałego. Muszę się przyznać że parę łezek się przy czytaniu tego uroniło. Ale jestem szczęśliwa że wszystko dobrze się skończyło :]
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie i zachęcam do komentowania. Całuski i Pozdrawiam ;**
Uwielbiam Twoje jednoczęściówki ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że dopiero w obliczu choroby Fernando przekonał jacy ludzie go otaczają. Dobrze, że poznał Adrianę :)
A może byś napisała kiedyś o kimś z Legii? Albo chociaż jakimś polskim piłkarzu? :)
Właśnie w takich momentach w życiu dowiadujemy się czy ktoś nas kocha czy nasze pieniądze. Maria pokazała, że kochała portfel Fernando, a nie jego. To jest naprawdę smutne, że osoba, którą pokochaliśmy potrafi odejść, zostawić nas w momencie kiedy jej najbardziej potrzebujemy. Fer potrzebował Marii, a ona tak naprawdę odeszła. To jest tylko dowód na to, że kochała jego pieniądze. Dobrze,że w jego życiu pojawiła się Ariadna, dzięki, której zaczął wierzyć. To ona zmieniła jego tok myślenia. I to ona okazała się kobietą jego życia..:)
OdpowiedzUsuńTakie coś można chyba z całą pewnością określić mianem historii o miłości. Takiej prawdziwej.
OdpowiedzUsuńMaria odeszła, kiedy dowiedziała się o chorobie, a Ariadna wręcz przeciwnie. I to chyba właśnie jest miłość, kiedy jest się z kimś nie ze względu na coś, a bez względu.
Pięknie, co więcej można napisać:)
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
Na początku byłam przerażona, że zamierzasz uśmiercić Fernando. ;D Cieszę się, że jednak cudownie ozdrowiał i odnalazł sens swojego życia. ;)
OdpowiedzUsuńTak, tak. Dobrze widzisz, z małym opóźnieniem, ale jednak wróciłam. :D
http://rok-w-raju.blogspot.com
Nie spodziewałam się, że ten jednopartówka będzie szczęśliwym zakończeniem.
OdpowiedzUsuńKiedy Fernando zachorował to bardzo było mi go szkoda. Narzeczona go zostawiła - ona nie była jego warto. Przecież narzeczona jest osobą, która jest przy nas bez względu czy jest dobrze, czy źle.
Pojawienie się Ariadny było wielkim cudem. Ona mu pokazała, że warto wierzyć. No i on sam zrozumiał, że coś czuje do tej kobiety.
Szczęśliwe zakończenie do tak wspaniałej historii :)
Wreszcie pozytywne zakończenie:D I fajny bohater, a naprawdę warto by się mu przyjrzeć bliżej w naszym małym blogowym świadku i uczynić go bohaterem jakiegoś opowiadania:D
OdpowiedzUsuńCo do tej historii, to ona naprawdę daj nadzieję. Na to, że może być lepiej, że wiara czyni cuda, że warto walczyć, nawet pomimo tego, że cały świat zawalił się nam na głowę. Piękne przesłanie:D Serdecznie pozdrawiam:D
[spam]
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie na mojego bloga.
Opowiada on o dwóch dziewczynach niemających
łatwo w życiu, dlatego też sięgają po narkotyki,
a ich problemy stają się jeszcze większe.
Mile widziany komentarz ^ ^
http://kazdy-moment-jest-odpowiedni.blogspot.com/
Świetne to było ! Fajne zakończenie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :) http://dreeaaamss.blogspot.com/ Również o Fernando tyle, że Torresie :)