W rolach głównych: Gianna Licavoli, Claudio Marchisio.
Dedykacja: dla Izuś <3.
Podkład muzyczny: Within Temptation - Utopia.
Ona.
Gianna Licavoli. On. Claudio Marchisio. Dwójka kochających się ponad
życie ludzi. Ci, którzy znali ową dwójkę, zarówno przyjaciele, jak i dalsi
znajomi, bezpardonowo stawiali ich za współczesny wzorzec zakochanej, oddanej
sobie pary, której do szczęścia nie brakowało niczego. Obydwoje byli dla siebie
wzajemnym szczęściem i to im wystarczało. Zakochani w sobie, bez pamięci,
niezmiennie od trzech lat.
Dlaczego
pokochała piłkarza? Wiele osób odpowiedziałoby po prostu, dlatego, że ją urzekł,
bo wydawał się być tym jedynym, bo byli dla siebie stworzeni, bo była to miłość
od pierwszego wejrzenia, bo tak chciał los. Nigdy nie przepadała za piłką
nożną, ale to nie było dla niej problemem. Liczyło się jego wnętrze. Claudio
był nie tylko jej narzeczonym, mężczyzną, w którym była zakochana, dla którego
byłaby w stanie zrobić absolutnie wszystko. To, co było między nimi może nie od
razu można było nazwać miłością. Na początku była bardzo głęboka przyjaźń,
która gdzieś po cichu przerodziła się w coś więcej. Coś, czego nie chciała i
bała się zauważyć. Trudno było oswoić się jej z tym uczuciem. Potrafili być
dobrymi przyjaciółmi, jednocześnie będąc dla siebie kimś znacznie więcej. Przez
ojca tyrana opuściła rodzinną Toskanię, na rzecz Turynu. Nie potrafiła znaleźć
wspólnego języka z człowiekiem, który przyczynił się do jej istnienia. Nie
chciała znosić kolejnych kłótni, potoków nieprzemyślanych słów. Życie z nim pod
jednym dachem, z dnia na dzień stawało się dla niej udręką. Nie pomogły nawet
dobre chęci matki, kobiety chcącej załagodzić domowy konflikt. Po prostu
spakowała się i wyjechała. Dlaczego Turyn? Zupełnie bez powodu. Wybór był
całkiem przypadkowy. Właśnie wtedy go poznała. W momencie, w którym najbardziej
potrzebowała normalnego ludzkiego wsparcia i życzliwości, jaką jej okazał. Urzekło
ją jego łagodne uosobienie. Być może połączyły ich drobne rodzinne dramaty. Ona
zmagała się z ojcem tyranem, on stracił ojca, tuż przed narodzinami.
***
Siedziała w
salonie ich wspólnego mieszkania. Dogodnym miejscem był puszysty, kremowy
dywan, który sobie obrała. W dłoni przeglądała katalog z masą kolorowych zdjęć.
Tego poranka, przechodząc obok salonu z sukniami ślubnymi, coś tknęło ją, aby
weszła do środka, czego dowodem był owy magazyn, dzierżony przez nią w
dłoniach. Uśmiechała się pod nosem, oglądając coraz to wymyślniejsze kreacje,
utrzymane w tonie krystalicznie czystej bieli. Nigdy nie rozmawiali o ślubie.
Było im dobrze i niczego nie zmieniali w swoim życiu. Może teraz nadszedł ten
właściwy moment? Może warto było porozmawiać o ślubie, o przyszłości? O życiu,
które mieli w zamiarze spędzić razem. Dlaczego nie mieliby ostatecznie złączyć
dwóch dróg w jedną wspólną?
- Claudio…? – szepnęła instynktownie, czując męską dłoń na
swoim ramieniu.
- Twój, zawsze i wszędzie – pochylił się nad nią, witając ją
delikatnym muśnięciem warg, przyjemnie drażniącym skórę jej policzka.
- Jak trening?
- Jak zawsze, męczący, sama wiesz, jaki jest Conte. Praca,
praca, ciężka praca, którą dojedziemy do celu – wywrócił wymownie oczami,
sadowiąc się tuż za jej plecami. – A tobie jak minął poranek i popołudnie?
- Dobrze. Rano wykłady, a potem praktycznie wolne.
Chciałabym z tobą porozmawiać… - zaczęła dość niepewnie.
- Słucham cię, skarbie, śmiało – uśmiechnął się, widząc jej
nieporadną minę.
- Claudio, my nie mieliśmy okazji jeszcze o tym rozmawiać,
ale czy myślałeś kiedykolwiek o ślubie?
- Z tobą? Oczywiście, że tak. Nie chciałem jednak naciskać.
Uznałem, że jeśli i ty odczujesz taką potrzebę, to nadejdzie czas, kiedy o tym
porozmawiamy i ustalimy termin – nawinął sobie na palec kosmyk jej blond
włosów.
- Naprawdę, chciałbyś..? – kąciki jej ust uniosły się w
subtelnym uśmiechu.
- Chciałbym, nawet bardzo, pani mego serca – delikatnym
ruchem obrócił jej twarz przodem ku sobie, składając na jej wargach pełen
czułości pocałunek.
Przymknęła
powieki, rozkoszując się dotykiem jego miękkich i ciepłych ust. W głębi duszy
emanowała ogromna radością i euforią. Tak bardzo pragnęła ślubować mu miłość,
wierność i uczciwość małżeńską.
- A termin? Masz jakieś propozycje? – odłożyła przeglądany
magazyn, by móc spojrzeć w jego zielone tęczówki, które tak uwielbiała.
- 22 grudnia? – pogładził jej policzek.
- Dzień, w którym się poznaliśmy – przymknęła na chwilę
powieki, przywołując wspomnienia sprzed kilku lat, a na jej twarz wypełznął
błogi uśmiech.
- Tak. Najważniejszy dzień w moim życiu – uśmiechnął się
szeroko, na co skinęła twierdząco głową. – A więc 22 grudnia 2012 zostaniesz
moją żoną, Gianna…
- O niczym innym nie marzę – oparła się swobodnie plecami o
jego tors.
***
Nastał czerwiec. Przygotowania
do ślubu trwały w najlepsze, a właściwie dobiegały końcowi, gdyż obydwoje
uznali, że chcą, aby ich ślub był bardzo kameralną uroczystością, z udziałem
najbliższej rodziny i przyjaciół. Miesiąc, który wręcz uwielbiała. Miesiąc,
który miał okazać się jednym wielkim pasmem nieszczęść, trwającym trzydzieści
dni. Bardzo żałowała, że tak jak większość partnerek włoskich piłkarzy, nie
mogła pojechać z ukochanym do Polski na Euro2012, rozgrywane na tamtejszych
boiskach. Nie pozwoliły jej na to studia, obowiązki zawodowe, a od jakiegoś
czasu jej samopoczucie nie miało się również najlepiej.
10 czerwca 2012,
godzina 18:00, Gdańsk. Mecz Włochy – Hiszpania. Wynik: remis. 14 czerwca 2012,
godzina 18:00, Poznań. Mecz Włochy – Chorwacja. Wynik: remis. 18 czerwca 2012,
godzina 20:45, Poznań. Mecz Włochy – Irlandia. Wynik: 2:0 dla Azzurri. 24
czerwca 2012, godzina 20:45, Kijów. Wynik: pogrom Włochów 4:2. 28 czerwca 2012,
godzina 20:45, Warszawa. Wynik: 2:0. 1
lipca, godzina 20:45, Kijów. Wynik: bolesna porażka, 4:0, Azzurri polegli w
pojedynku z La furia Roja. Każdy z meczy śledziła z zapartym tchem. Przy każdym
towarzyszyły jej takie same emocje, choć każdy kolejny był grą o większą stawkę.
Najpierw o awans do ćwierćfinału, potem zasłużona gra w półfinale i pogrom nad
Niemcami i nieoczekiwanie gra w finale. Większość włoskiej społeczności nie łudziła
się jednak na wygraną. Jednak nawet najwięksi pesymiści nie obstawiali takiego
wyniku, tak rażącej przegranej. Włosi zdążyli już przyzwyczaić swoich kibiców
do wielkich rozczarowań. Gianna nie była zawiedziona ich postawą, szczególnie
postawią Marchisio, któremu kibicowała. Wierzyła w swojego mężczyznę. Wierzyła w
niego, w drużynę, do ostatniego gwizdka, do samego końca gdzieś głęboko tliła
się w niej nadzieja na wygraną. Widok zawiedzionego Claudio, ze łzami tlącymi
się w oczach, był ostatnią rzeczą, jaką chciałaby oglądać. Wyłączyła telewizor,
nie mogąc dłużej patrzeć na pogrążonych w smutku piłkarzy, którzy za chwilę mieli
odebrać srebrne medale z rąk Platiniego, a dumę i złość schować gdzieś głęboko
w kieszeń.
‘Nie
marzę o niczym innym, by tylko móc się do Ciebie przytulić. Za bardzo
tęskniłem. Wracamy jutro, nareszcie. Całuję i kocham. Twój Claudio.”
Uśmiechnęła się
mimowolnie, odczytując wiadomość, która napawała ją nadzieją na lepsze jutro. Nie
pragnęła niczego, tylko tego, by móc go jakoś pocieszyć, wesprzeć w tych
chwilach.
***
Minął miesiąc. Wreszcie
mogli nacieszyć się swoją obecnością. Tak bardzo im tego brakowało. Tak bardzo
brakowało im siebie nawzajem. Do wypoczynku i napawania się rozkoszą, płynącą
ze swojej obecności nie potrzebowali Majorki, Ibizy czy Malediwów.
Wtuleni w siebie,
złączeni delikatnym uściskiem dłoni spacerowali alejkami Parco de Valentino,
parku położonego na południowo – wschodnich obrzeżach śródmieściach Turynu. Poświata
księżyca połączona ze sztucznym oświetleniem doskonale wkomponowała się w
romantyczną atmosferę, która zapanowała pomiędzy dwójką zakochanych.
- Gianna, ja wiem, że to tylko czysta formalność… – odezwał się
nagle, przyklękając na jedno kolano. – Jesteśmy ze sobą trzy lata. Przez ten
czas przez wiele razem przeszliśmy. Zrozumiałem, jak ważną osobą jesteś w moim
życiu. Wprowadziłaś w nie tyle zamętu, a zarazem tyle radości. Nigdy nie
zaznałem uczucia, jakim jest miłość, dopiero ty mnie jej nauczyłaś, nauczyłaś
mnie kochać. Pokochałaś piłkarza, nienawidząc jednocześnie piłki nożnej – każde
wypowiadane przez niego słowo było spontaniczne, a zarazem jakby dobrze
przemyślane. – Myślę, że dojrzałem do najważniejszej decyzji w życiu, aby być z
tobą. Pytanie tylko, czy zechcesz mnie uszczęśliwić i zostać moją żoną?
Uśmiechnęła się
promiennie, spoglądając na niego. Po chwili wyjął z kieszeni malutkie
pudełeczko, z połyskującym w środku pierścionkiem, wykonanym z białego złota.
- Tak, tak, tak. Uwielbiam cię uszczęśliwiać, dlatego
zostanę twoją żoną, Marchisio.
Ta chwila
wydawała się jej niebywale magiczna. Spojrzała na swoją prawą dłoń, gdzie
połyskiwał dowód jego miłości. Przymknęła powieki, a kąciki jej ust uniosły się
w subtelnym uśmiechu. Mimowolnie uroniła kilka łez. Zarzuciła ramiona na jego
szyję. Czuła się szczęśliwa, niewątpliwie była najszczęśliwszą kobietą we
Włoszech, w Europie, a nawet na świecie.
~
Tej nocy pragnęli
cieszyć się tylko sobą. Chciała oddać mu się w całości. Chciała być tylko jego.
Nawet nie spostrzegła, kiedy wylądowali w sypialni, pozbywając się po drodze
zbędnych w tamtym momencie części garderoby. Zatracali się w swoim dotyku. Uśmiechała
się błogo, kiedy obcałowywał każdy centymetr kwadratowy jej ciała, traktując
jej ciało z szacunkiem i delikatnością, jakby była porcelanową laleczką. […]. Pogładził
jej policzek, spoglądając na nią, jakby prosił o przyzwolenie. Zamrugała powiekami,
uśmiechając się. Obydwoje chcieli poczuć się niczym w niebie… Wkrótce ich ciała
odnalazły wspólny rytm. Rozkoszowała się jego dotykiem, jego obecnością, jego
delikatnością.
- Claudio, boli… - zacisnęła powieki, a jej twarz przeszył
grymas bólu.
Nie czekając
nawet na jego reakcję, odepchnęła go od siebie i zniknęła za drzwiami łazienki,
przekręcając klucz w zamku. Osunęła się po ścianie, z przerażeniem
stwierdzając, że doznała krwawienia. Krwisto czerwonego krwawienia, bardzo
niepokojącego. Zastanawiała się, co mogło być tego powodem. Przecież zawsze,
gdy tylko kochali się był taki czuły, taki delikatny… A może to z nią było coś
nie tak? Już od jakiegoś czasu odczuwała bóle w podbrzuszu, także po stosunku,
jednak wmawiała sobie, że to tylko efekt zachłanności i pożądania z obydwu
stron. Sięgnęła po ręcznik, owijając się nim. Cofnęła się pamięcią wstecz o
kilka miesięcy. Czyżby o czymś zapomniała, coś zlekceważyła? Bywały sytuacje,
kiedy po prysznicu bądź w przerwie między kolejną miesiączką, pojawiały się u
niej nietypowe krwawienia. Jednakże nie miała pojęcia, co mogłoby być przyczyną
tych wszystkich objawów. Nie podejrzewała niczego.
***
- Pani Licavoli… Nie wiem, jak mam przekazać pani tą
wiadomość – zaczął mężczyzna w białym kitlu, a z mimiki jego twarzy można było
wyczytać, że jest zakłopotany, jak i również zestresowany.
- Najlepiej prosto z mostu, panie doktorze – spojrzała na
niego, nerwowo ściskając materiał sukienki.
- Przykro mi to mówić, ale ma pani raka szyjki macicy…
Nowotwór jest w dość zaawansowanym stadium. Gdyby zgłosiła się pani chociaż 2-3
miesiące szybciej… Myślę, że w tedy mógłbym pani jakoś pomóc.
Czuła, jak
ogromna gula podchodzi jej do gardła. Spodziewała się wszystkiego, naprawdę
wszystkiego, ale nie nowotworu. Nie tego.
- Ile… ile czasu mi zostało? – wydusiła z trudem.
- Od trzech do czterech miesięcy…
Zerwała się z
miejsca, wybiegając z gabinetu lekarza. Po jej policzkach pociekły łzy. Nadal nie
mogła uwierzyć w to, co usłyszała kilka minut wcześniej. Ma raka, jest umierająca,
zostało jej raptem cztery miesiące życia. A co z zaplanowanym ślubem? Co z jej
planami? Co z założeniem rodziny? Co z uszczęśliwieniem Claudio? Wszystko legło
w gruzach, a marzenia o idealnym życiu prysły w jednej chwili, jak bańka
mydlana.
~
- Claudio, co ty na to, abyśmy przyśpieszyli termin ślubu i
wzięli go za miesiąc..? – spojrzała na narzeczonego, a jej podbródek zadrżał
niebezpiecznie, w obawie przed jego reakcją.
- Możemy, jeśli tak bardzo ci na tym zależy. Ale dlaczego
tak nagle? Coś się stało, hm? – usiadł obok, obejmując ją ramieniem.
- Mam raka szyjki macicy, zostało mi góra tery miesiące –
rozpłakała się. – Tak bardzo chciałabym umrzeć jako twoja żona, ale zrozumiem,
jeśli odejdziesz, bo masz prawo ułożyć sobie życie na nowo, już beze mnie…
- Gianna... – niemalże zaniemówił. – Dobrze, weźmy ślub,
chociażby za tydzień. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, rozumiesz? Kocham cię,
jesteś miłością mojego życia – przytulił ją do siebie mocno.
- Kocham cię, Claudio – zaszlochała, ukrywając twarz w jego
ramionach.
Wiedziała, że
nikt nie jest już w stanie jej pomóc, dlatego chciała jak najlepiej wykorzystać
czas, który jej pozostał.
***
Pomimo tego, iż
utrzymywała sporadyczne kontakty z rodzicami, a właściwie tylko z matką, o ile
tak można było nazwać krótkie rozmowy telefoniczne, to nie wyobrażała sobie
najważniejszego dnia w swoim życiu bez ich udziału. Pomimo zaciętości i
zaborczości ojca, nadal go kochała.
***
Nadszedł dzień,
którego obydwoje tak długo wyczekiwali. Dzień ich ślubu. Dzień, kiedy złożą
sobie przysięgę małżeńską. Żadne z nich nie spodziewało się tylko, ze nastąpi
to w tak przykrych okolicznościach.
Gianna wpatrywała
się w swoje lustrzane odbicie. Dostrzegła w nim młodą kobietę w krótkiej,
białej sukience, zaprojektowanej specjalnie na ten dzień, z lekko upiętymi
włosami, delikatnym makijażem i uśmiechem na twarzy. Choroba nie zmięła jej tak
bardzo, jakby mogło się wydawać. Nadal pozostawała tą samą, pogodną osobą,
cieszącą się tym, co ma.
- Jesteś piękna, wiesz? – przymknęła powieki, wdychając
zapach jego perfum, kiedy obejmował ją delikatnie w pasie.
- Nieustannie mi o tym przypominasz – rozkoszowała się jego
dotykiem.
- I nie mam zamiaru przestawać – musnął jej ramię, przyglądając
się uważnie jej odbiciu.
- Claudio, ja… - otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, lecz
przerwało jej pukanie do drzwi, a po chwili w progu przystanęła jej matka.
- Dobrze, że was obydwoje, chciałabym z wami porozmawiać –
uśmiechnęła się.
- Dobrze, a o co chodzi? – zaciekawiła się blondynka.
- Wy nie możecie wziąć tego ślubu, nie możecie tego zrobić –
rzuciła nerwowo, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt.
- Przepraszam, ale ten żart jest raczej nie na miejscu – zauważył
Claudio. – Proszę nie zapominać, że to ślub cywilny.
- Dzieci, nie znacie całej prawdy…
- W takim razie oświeć nas mamo, byle szybko, bo zostało nam
raptem półtorej godziny – odparła z deka zniecierpliwiona Gianna.
- Dokładnie dwadzieścia sześć lat temu, a dwa lata
wcześniej, zanim poznałam twojego ojca, spotykałam się z pewnym mężczyzną przez
około pół roku. Niespodziewanie zaszłam w ciążę. Miałam wtedy dziewiętnaście
lat. Urodziłam chłopca. Nie chciałam tego dziecka, dlatego oddałam go na
wychowanie ludziom, którzy sami nie mogli go mieć. Gianna, po twoich
narodzinach zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia, że nawet nie zainteresowałam
się własnym synem. Za wszelką cenę postanowiłam się dowiedzieć, co się z nim
dzieje, jak się ma… I odnalazłam go. Tutaj, w Turynie – wyrzucała z siebie. –
Od jego przybranych rodziców dowiedziałam się, że jest piłkarzem i nazywa się Claudio.
Claudio Marchisio.
- O czym ty mówisz?!
- Skarbie, Claudio jest twoim przyrodnim bratem… - szepnęła
ledwo słyszalnie.
- I mówisz o tym tak spokojnie?! Jak ty mogłaś zrobić mi coś
takiego? Mi i Claudio. Tak nie postępuje prawdziwa matka, nie porzuca
swojego dziecka na pastwę losu – spojrzała na nią z niedowierzaniem, opadając
na łóżko. – Czy ty zdajesz sobie z tego sprawę?! Jesteśmy ze sobą od trzech
lat, jesteśmy narzeczeństwem, kochamy się, współżyjemy ze sobą… Zniszczyłaś nasze
życie w ciągu kilku minut – jej oczy zaszkliły się. – Wyjdź, proszę wyjdź, nie
chcę cię znać, mamo.
- Ja… nie wiem, co powiedzieć – zająkał się piłkarz.
- I co teraz…? Co z tym wszystkim? – zacisnęła mocno
powieki.
- W tej sytuacji musimy odwołać wszystko – ukucnął naprzeciw
niej.
Skinęła tylko
twierdząco głową. Jego słowa docierały do niej jak przez mgłę…
***
- Claudio… - resztkami sił wymusiła uśmiech, ściskając jego
dłoń. – Nie wiem, jakim jesteś bratem, ale byłeś wspaniałym narzeczonym, z
którym spędziłam cudowne trzy i pół roku.
- Giannna – jego oczy momentalnie zaszły łzami.
- Proszę cię tylko, żebyś o mnie nigdy nie zapomniał. Zachowaj
dla mnie choć odrobinę miejsca w swoim sercu, tylko tyle. I ułóż sobie życie na
nowo, bo zasługujesz na to.
- Nie zostawiaj mnie, nie teraz… - rozpaczliwie ścisnął jej
dłoń.
Powoli przymykała
powieki, a gdzieś w tle słychać było przeraźliwy pisk szpitalnej aparatury. Jej
głowa bezwładnie przechyliła się na bok i opadła na poduszkę. W sali nagle
zrobiło się tłoczno i głośno.
- Proszę zanotować… Pacjentka zmarła dnia 22 grudnia 2012
roku, o godzinie 11.40 – odezwał się lekarz. Tylko tyle zdołał zrozumieć.
Zmarła… Tak
właściwie, kim dla niego była? Narzeczoną, niedoszłą żoną. Nie. Zmarła jego
przyrodnia siostra, którą zamierzał poślubić. Jednego był pewien – zmarła kobieta
jego życia. Wiedział, że nigdy nie będzie w stanie obdarzyć tak wyjątkowym
uczuciem żadnej kobiety, prócz swojej ukochanej Gianny. Pragnął tylko uszanować
jej wolę i spróbować ułożyć sobie życie na nowo, już bez niej.
______________________________________
Pomysł na tą historię zrodził się dość spontanicznie. Drugi jednopart i drugie nieszczęśliwe zakończenie. ^^
Kto następny, może jakieś propozycje z Waszej strony...? :D
Pozdrawiam ;-*
Najbardziej chyba zaskoczyła mnie wiadomość na temat tego, że ta szczęśliwa para była przyrodnim rodzeństwem. Nie dość, że choroba dziewczyny zburzyła całą tą sielankę to wyznanie jej matki zrujnowało już całą resztę. Naprawdę smutne jest nie tylko to, że Gianna umarła, ale fakt, że osoby, które uważali za te jedyne na całe życie, okazały się być ich własnym rodzeństwem. Ogólnie bardzo ładny jednopart i z chęcią przeczytam kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
risas
swietny rozdzial :> znow przez ciebie plakalam. ich historia byla taka piekna a zarazem taka smutna. nie umiem nic wiecej napisac. chce tylko zeby kolejny jednopart byl z happy endem . pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńEj, no . I nie wiem, co powiedzieć, a raczej napisać. Cholera. Jakie życie jest niesprawiedliwe. Przecież oni byli tacy szczęśliwi. Tak się kochali, I nagle całe ich szczęście prysło jak bańka mydlana, Czym oni sobie zasłużyli na takie cierpienie? Najpierw jej choroba, potem ta okropna nowina. Nagle w kilka miesięcy runęła na nich lawina nieszczęść. Oni na nie nie zasługiwali. Powtarzam, nie zasługiwali. Zastanawiam się czemu czasami życie tak daje nam w kość. Co robimy źle, że ono nas tak każe? Ale tego to się chyba nigdy już nie dowiemy.
OdpowiedzUsuńJeszcze ona zmarła w dzień w który się poznali :(
Ryczę. Naprawdę! Super to napisałaś. Szkoda, że w tym wszystkim zabrakło happy end'u , ale cóż...nie zawsze może on być. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się to opowiadanie! trzeba przyznać, że życie Gianny Licavoli i Claudio Marchisio było idealne. chyba zbyt doskonałe, skoro los przygotował dla nich tak niemiłą niespodziankę. nie rozumiem, dlaczego ich matka nie powiedziała prawdy na początku zanim ci dwoje się zakochali w sobie. zniszczyła ich marzenia o ślubie i w ogóle. nadal trudno uwierzyć, że byli rodzeństwem. szkoda, że Gianna miała raka szyjki macicy. no cóż, kiedyś trzeba napisać coś smutnego, by wycisnąć łzy z oczu czytelniczek. masz świetny styl pisania w 3 osobie. super opisy! czekam na kolejny jednopart, bo zaskakujesz swoimi pomysłami!
OdpowiedzUsuńWow! Ten jednopart rozłożył mnie na łopatki. Jest genialny. Kupa dramaturgi i ten moment zwrotny, że są rodzeństwem. Ciężka sprawa na prawdę. I poruszyłaś w sumie dość aktualny temat jeśli chodzi o raka szyjki. Zdecydowanie lepszy jednopart niż poprzedniego. Jak na razie mój faworyt. Jestem pełna podziwu.
OdpowiedzUsuńPytasz kto kolejny? Byłabym skłonna do jakiegoś piłkarza 'młodego' pokolenia angielskiego, np. Wallcot, Ramsey, Wilshere
Zapraszam na nowość na www.swimming-field.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKurcze, naprawdę mam łzy w oczach...Bardzo smutne, bardzo prawdziwe, życiowe, i świetnie napisane, ale niczego innego się nie spodziewałam, bo naprawdę fajnie piszesz. le, jeśli można, to teraz prosiłabym o coś wesołego, dobrze? A kandydat na głównego bohatera? Hmmm...Może Edin Dzeko z Manchesteru City? Albo Marouane Chamakh z Arsenalu? Obydwu bardzo lubię, są genialnymi piłkarzami, przynajmniej według mnie:D. O Chamakhu sama kiedyś chciałam zacząć opowiadanie, ale zupełnie nie chciał robić w nim tego, czego ja sobie życzyłam:P Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowego bloga ! infatuacio.blogspot.com :>
OdpowiedzUsuńtrochę to przykre, ale bardzo podobają mi się takie opowiadania. Opisałaś tą historię idealnie ! Już myślałam, że śmierć Gianny jest jedyną przeszkodą w ich związku a tu taka niespodzianka na sam koniec. Jeśli napiszesz kolejny taki one shot, prosze poinformuj mnie o nim !
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowość na 20afellay.blogspot.com
OdpowiedzUsuńChce mi się płakać, po tym co tu przeczytałam. Kurczę, jak życie potrafi być czasami niesprawiedliwe, to nawet nie da się tego opisać. Przecież ta dwójka miała wobec siebie tak wielkie plany, kochali się, chcieli ze sobą być, wziąć ślub. I gdy na początku pojawiła się choroba, nawet wtedy nadal nic się pomiędzy nimi nie zmieniło. Mało tego myślę, że ich miłość jeszcze się powiększyła w obliczu śmierci. A potem? Nie rozumiem jak można być tak bezdusznym żeby zostawić swoje dziecko.
OdpowiedzUsuńCudne jest to opowiadanie, choć skończyło się smutno. Ale w życiu nie ma samych happyend'ów. Czekam na kolejny ;)
Pozdrawiam ;*
nowość na swimming-field.blogspot.com Zapraszam:)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowośc na 20afellay.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNa początku dziękuję za dedykację. Dostać dedykację przy tak pięknym jednoparcie to jest coś wielkiego :)
OdpowiedzUsuńOgromnie mnie urzekła ta historia. Była naprawdę cudowna. Dwoje ludzi, którzy kochali się miłością szczerą i niewyobrażalnie wielką. Tworzyli parę idealną.
Ślub? Był chyba dla nich uwiecznieniem tej miłości, która trwała między nimi od dobrych kilku lat. No i ta tragedia z chorobą. Nie spodziewałam się, że Gianna zdoła powiedzieć Claudio o swojej chorobie. Może się mylę, ale mnie byłoby ciężko mówić o takich sprawach swojemu narzeczonemu. Jednak może ona była wobec Claudio tak wylewna, bo oboje znali się wręcz na wylot.
Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Nie przypuszczałam, że matka Gianny jest taką egoistką. Przecież na pewno doskonale wiedziała z kim spotyka się JEJ córka. Mogła powiedzieć, że są rodzeństwem przyrodnim w każdym momencie, ale nie koniecznie przed ślubem. Było to w tym momencie perfidne!
Zakończenie było perfekcyjnie. Umarła w dzień, w którym oboje się poznali. Chyba nie mogła sobie wybrać innego terminu śmierci jakim był dzień ICH poznania.
Znalazłam dwa błędy:
1. "Dobrze, że was obydwoje, chciałabym z wami porozmawiać" -> zabrakło słowa. Chyba powinno być: "Dobrze, że was oboje spotkałam". Bo aktualnie jest nielogiczne to zdanie.
2. Napisałaś, że Claudio ma zielone oczy. Moim zdaniem ma niebieskie. Taki specyficzny kolor, ale niebieski :D
Czekam na nowy jednopart.
Nowość na swimming-field.blogspot.com Zapraszam :))
OdpowiedzUsuńnowy na milosc-na-korcxie.blogspot.com :>
OdpowiedzUsuńUwaga zapraszam na http://nana-lewy-milosc.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńBardzo ważna informacja i nowy rozdział Zapraszam do komentowania i czytania!
Przyrodnie rodzeństwo? Jak jej matka mogła ukrywać to przed nimi przez tak długi czas? Musiała wiedzieć z kim spotyka się jej córka, a właściwie musiała znać partnerów obojga swoich dzieci, ale siedziała cicho. Jak można być taką egoistką? o,o Ślub był dla nich bardzo ważny.. Mimo wszystko szkoda, że do niego nie doszło. Ale równocześnie cieszę się, że Claudio jej nie zostawił w tak trudnej chwili. Postanowił z nią zostać, nie stchórzył.
OdpowiedzUsuńMasz talent do pisania jednopartów. :) Ale mam nadzieję, że następny będzie mniej smutny. :]
nowy na infatuacio.blogspot.com :>
OdpowiedzUsuńnowy na milosc-na-korcie.blogspot.com :>
OdpowiedzUsuńnowy na infatuacio :>
OdpowiedzUsuńmoże by tak o Ozilu ? ;>
OdpowiedzUsuń